« powrót 06 września 2016

Wspomnienia z górskiego szlaku

Wspomnienia z wyprawy w Beskidy.

Wiosną barwy gór i ptaków śpiew wabią nas

Słońca promień budzi nas ze snu

Dawne drogi wiodą poprzez las

Brąz cerkiewek wśród zielonych drzew żali się

Na samotność wśród beskidzkich wzgórz

Ślad przeszłości znaleźliśmy tu.

 

Beskidzie, Beskidzie - piękny, zapomniany

Świeża zieleń bzu, stoków gór

Szmer strumienia ukołysze nas do snu…

 

W czwartkowy poranek 9 czerwca na dworcu kolejowym w Kościanie grupa uczniów (i absolwentek) Kolberga pod opieką profesora Piotra Maluśkiego rozpoczęła wyprawę w Beskid Sądecki. Po dwunastogodzinnej podróży z dwiema przesiadkami – w Krakowie i Nowym Sączu – dotarliśmy do miejscowości Rytro, skąd wyruszyliśmy na szlak. Jeszcze tego dnia czekała nas kilkukilometrowa wędrówka do Chaty Górskiej Cyrla, gdzie spędziliśmy pierwszą noc. Mimo zmęczenia nie mogliśmy sobie odmówić gry w karty przy gorącej herbacie (oraz chińskich zupkach).

Następnego dnia po pożywnym śniadaniu w schronisku (najchętniej wybieraną opcją była oczywiście jajecznica) zeszliśmy do Rytra, skąd po małych zakupach w tamtejszym markecie weszliśmy do Popradzkiego Parku Krajobrazowego, w obrębie którego znajdowaliśmy się już do końca wyjazdu. Po kilku godzinach drogi jedenastokilometrową trasą obfitującą w podejścia (z resztą – jak każdego dnia naszego wędrowania), dotarliśmy do Schroniska PTTK na Przehybie. Resztę dnia spędziliśmy na wspólnych grach (w osła, pana oraz… wojnę) i rozmowach. Niektórzy skorzystali z możliwości obejrzenia meczu otwarcia Mistrzostw Europy. Nie zabrakło smacznego obiadu.

Sobotę rozpoczęliśmy śniadaniem (oczywiście królowała jajecznica J), po którym wyruszyliśmy na szlak: najpierw schodziliśmy około siedmiu kilometrów do miejscowości Szlachtowa, następnie asfaltem doszliśmy do Jaworek, aby stamtąd szlakiem rowerowym podejść do Górskiego Ośrodka Szkolno-Wypoczynkowego „Pod Durbaszką”, który znajduje się w paśmie Pienin (kolejne sześć kilometrów). W Ośrodku czekał nas przepyszny obiad, po którym odpoczywaliśmy przy kominku do późnego wieczora.

W niedzielę czekał nas najbardziej wymagający odcinek – łącznie pokonaliśmy blisko 30 kilometrów. Dzień rozpoczęliśmy śniadaniem (tym razem kuchnia nie serwowała jajecznicy). Z Durbaszki zeszliśmy z powrotem do Jaworek, mijając po drodze tradycyjną bacówkę, w której niektórzy z nas zakupili świeżutkie oscypki. Następnie odwiedziliśmy wąwóz Homole (należący do Małych Pienin). Bardzo przyjemnie spacerowało się wzdłuż potoku Kamionka, pomiędzy wapiennymi skałami wąwozu. Kolejnym punktem wycieczki był sklep spożywczy, gdzie zrobiliśmy zakupy na zaplanowane na wieczór ognisko. Ruszyliśmy w dalszą drogę, konsekwentnie nabierając wysokości, by po kilku godzinach dotrzeć do Bacówki na Obidzy. Tam zregenerowaliśmy siły i po smacznym obiedzie ruszyliśmy dalej – tym razem w dół, do Suchej Doliny, skąd – znów w górę – doszliśmy do Chatki pod Niemcową – miejsca kultowego w Beskidzie Sądeckim. Jest to jedna z najstarszych chatek tego typu w Polsce. Następnie, przez szczyt Niemcowej, zeszliśmy do Piwnicznej-Zdrój, miejsca naszego ostatniego noclegu – tym razem nie w schronisku, lecz hotelu. Plany ogniska z kiełbaskami ostatecznie nie zostały zrealizowane, jednak to nie przeszkodziło nam w spędzeniu wieczoru w bardzo miłej atmosferze.

W poniedziałek po śniadaniu ruszyliśmy na spacer po miejscowości: podziwialiśmy płynący Poprad, odwiedziliśmy Park Zdrojowy oraz pijalnię uzdrowiskowych wód mineralnych. Po obiedzie zjedzonym w hotelu nadszedł czas na przejście na stację i czekanie na pociąg. Zmęczeni i smutni, że nasza przygoda już dobiega końca, lecz z głową pełną niezapomnianych wspomnień, wsiedliśmy do wagonów. Po przesiadce w Tarnowie i całej nocy w podróży, o godzinie 5.33 zameldowaliśmy się na dworcu w Kościanie, by tam zrobić sobie ostatnie wspólne zdjęcie i ostatecznie zakończyć naszą beskidzką wyprawę.

Pogoda przez cały czas trwania wycieczki dopisywała – warunki do chodzenia były wręcz wymarzone. Bez przerwy towarzyszyły nam również przepiękne krajobrazy uwiecznione na zdjęciach (choć trzeba przyznać, że fotografie nie są w stanie oddać uroku Beskidów).

W imieniu całej grupy chciałabym serdecznie podziękować Panu Maluśkiemu za zorganizowanie (kolejnej) świetnej górskiej wyprawy! Takie wyjazdy mają niesamowity klimat – są chwile słabości, kiedy plecak (ważący średnio około dziesięciu kilogramów) ciąży coraz bardziej, a do schroniska jeszcze tyle kilometrów (i tyle metrów w górę!)… Jednak po dotarciu do celu satysfakcja jest tak wielka, że zmęczenie i ból zostają przed drzwiami schroniska, a nam towarzyszy już tylko uśmiech i chęć na dalsze wędrowanie (oczywiście po małym odpoczynku J). Dodam jeszcze od siebie, że piesze górskie wycieczki mogą stać się prawdziwym zamiłowaniem – niech potwierdzeniem tego będzie fakt, że uczestniczki, choć zakończyły już edukację w Kolbergu, po raz trzeci zdecydowały się wyruszyć na beskidzkie szlaki pod opieką Profesora.

 

Michalina Grabowska

« powrót Drukuj

Czytaj również: